Kochani !
11
lutego jest Światowy Dzień Chorego. W Mbutu przeprowadzono akcję
darmowych konsultacji lekarsko-pielęgniarskich organizowana przez
diecezje i zarząd lokalny. Przyjechałyśmy w momencie, kiedy nasz biskup
poruszał się wśród kolorowego tłumu w kościele, żwawym krokiem między
ławkami, z mikrofonem w ręku i zachęcał do zdrowego trybu życia. Intonuje
piosenkę. I klaszczemy wszyscy! Cały kościół śpiewa i tańczy. A teraz
podnosimy ręce i wykonujemy ćwiczenia. Tu poprowadził uproszczony
aerobik. Był naprawdę w swoim żywiole. Ale długo nie został, bo tego
dnia jechał odprawiać mszę na... targ. To też pewnie było ciekawe.
Po
przemówieniu biskupa msza święta z namaszczeniem chorych i
błogosławieństwem rąk pielęgniarek. Przyjechało ich ze 30 z katolickiego
stowarzyszenia pielęgniarek. Jako znak rozpoznawczy do białych
uniformów noszą niebieskie dodatki. Mają
swojego kapelana, który, wspomnę tylko, w poniedziałek gra w
reprezentacyjnej drużynie futbolowej księży naszej diecezji. To będzie
mecz finałowy międzydiecezjalnych rozgrywek i panie pielęgniarki
przygotowują się do skutecznego kibicowania.
Po
mszy nie zabraliśmy się jeszcze bynajmniej do pracy, bo już zbliżyła
się pora obiadowa. Ludność została obdzielona chlebem i ryżem na wynos,
księży i nas proboszcz zaprosił na lunch.
Wreszcie
start 13.30. Nieprzebrane tłumy. Angelika dołączyła do stołu, przy
którym rozdzielano leki, ja szukałam sobie spokojnego miejsca pracy. To
znaczy zaczynałam ciche przyjmowanie pacjentów w jakimś kącie, a jak
tłum zaczynał gęstnieć i nie było czym oddychać, znikałam i pojawiałam
się w innym miejscu. Inaczej nie szło wytrzymać. Do tego skwar wczesnego
popołudnia w porze suchej. Pot spływa strużkami z całego ciała.
Z
czasem, moja tłumaczka, zmęczona, używała już tylko systemu gestów,
żeby mnie poinformować o powtarzających się skargach zdrowotnych naszych
podopiecznych. Jak zawsze, starsi tracą wzrok, bolą ich kości, głowa,
żołądek i szukają cudownego ratunku. Nadciśnienia nie chcą leczyć – „jak
poszło w górę, to i samo wróci na dół, ja go tam nie wysyłałam” . Był
też chłopak z dziwnymi zmianami skórnymi. Udałam się do tubylczego
doktora. Bez słowa skierował na badanie HIV.
Zbliżał
się zmrok a tłum się niewiele przerzedzał. W dodatku przy stole z
lekami robiło się coraz hałaśliwiej i bardziej nerwowo. Już
ktoś się zabierał do bicia, ktoś inny w złości podarł receptę,
zamszyście rzucił na ziemię, podeptał i pomrukując poszedł do domu. Czas
kończyć. Dziś więcej się nie da. Za tydzień akcja ruszy na nowo. Może
by tak jednak zacząć nieco wcześniej niż o pierwszej po południu?
Decyzja - o dwunastej.
Wracamy
autokarem z pielęgniarkami. Rozśpiewany autobus klaszcze i dziękuje
(„Imena”) „Chineke” (Panu) za owocny dzień pracy „Imena Jesus, imena o!”
Pozdrawiam,
Ania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz