Kochani !
Dzisiaj
byłyśmy w Mbutu i wcześniak, którego widzieliście w „inkubatorze”
niestety zmarł. Jego marne, krótkie życie trwało tylko tydzień.
Przyjęłam również pacjentkę, która 10 dni temu urodziła w naszej
„klinice” martwe dziecko. Teraz oczywiście przeżywa i zgłosiła się z
powodu bólów głowy i palpitacji serca. Podobna sytuacja zdarzyła się też
w jeszcze jednym przypadku w ostatnim czasie. Smutno mi, bo wiem, że te
dzieci były do uratowania, gdyby miały dostęp do lepszej opieki
medycznej i to nie chodzi o moją osobę, bo nie jestem ani położnikiem
ani neonatologiem, ale o sprzęt i specjalistów – inkubator, USG i kogoś,
kto je dobrze robi, żeby wyłapywać zagrożone ciąże. No i możliwość
wykonywania cesarskiego cięcia, gdy poród nie idzie dobrze. No, ale cóż,
wieś w Mbutu jest kilkadziesiąt, jeśli nie sto lat cofnięta w stosunku
do współczesności. Ocena
hemoglobiny u ciężarnych odbywa się na podstawie oglądania koloru
śluzówek i odpływu krwi z kapilarów po uciśnięciu paznokci. Po tej
procedurze doktor z Emekuku wpisuje w kartę wynik w procentach.
Poznaję
też nowe ciekawe tajemnicze choroby i ich nazwy w ibo. Gdyby je
przetłumaczyć na polski, brzmiałyby – niedożywienie noworodka lub
niemowlaka, infekcje skórne z brudu albo gorączka na drugi dzień po
porodzie, spowodowana okładaniem kikuta pępowiny jakimiś tradycyjnymi
liśćmi. Tenże sam doktor z Emekuku zamierza opublikować swoje badania na
temat wiejskich przesądów medycznych. Strasznie krzyczał na biedne
matki, ponieważ uważa, że jedynie wstrząs może je poruszyć.
A
z innej beczki – dzieci z Mbutu pracują na szkolnym polu i jest to
część ich normalnej edukacji, co uwidoczniłam dziś na zdjęciu.
Wzeszła
też już nasza kasawa i kukurydza. Karczowanie zarośli odbywa się przy
użyciu maczet. Dziś wiozłyśmy ze wsi wielki worek z patykami potrzebnymi
do tych upraw. Część transportu na rowerze, raczej w kucki, bo lud tu niewysoki. Nie mogłam sobie odmówić tej przyjemności a sympatia tubylców wzrasta...
Komary
zaatakowały i to na tyle dotkliwie, że sobie zamontowałam moskitierę
nad łóżkiem. Czuję się jak w jakimś szczelnie zamkniętym namiocie i
niestety w środku jest gorąco. Ale próbuję się przyzwyczaić.
Pozdrawiam,
Ania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz