Kochani!
Wasz afrykański korespondent zasnął na długi czas i z trudem próbuje się
obudzić. Napotyka same trudności – a to nawał zajęć, a to spalony kabel
do komputera (zdaje się, że po raz czwarty), a to beznadziejne łącze
internetowe, które z okazji pory deszczowej padło zupełnie i wystawia go
na próbę nerwów.
No,
a ja ponownie ląduję w nowej – starej rzeczywistości. Do Mbutu jeździmy
2 razy w tygodniu. Został tam zrealizowany projekt wymiany dachu
ośrodka, z nowym sufitem, okablowaniem elektrycznym i malowaniem. Ludzie
komentują, że Ezinne teraz pracuje „w Londynie”. Dużo w tym przesady,
ale faktycznie różnica jest. Dom dla nas budują. Przynajmniej coś robią
codziennie, choć bardzo powoli, ale to ponoć dlatego, że trzeba było
poprawiać wszystkie pomiary pod fundamenty, bo bojówka z maczetami
zasypała poprzednie wykopy. Teraz ma być już dobrze (?). Do tego
najprawdopodobniej będę przyjmować pacjentów raz w tygodniu w Emekuku –
misyjnym szpitalu diecezjalnym. Mam podpisać oficjalną umowę o pracę.
Pozostałe dwa dni pracuję z dr. Davidem w szpitalu prywatnym. Ciekawe są
tam przypadki, ale to już nie na ten list. Choć ciekawsze przypadki są
na pewno w Mbutu. Tam nikt nie wierzy, że jakiekolwiek uzdrowienie
możliwe jest bez uprzedniej interwencji szamana. Jeśli ktoś szuka pola
do ewangelizacji, to Mbutu się do tego świetnie nadaje. Tu królują
duchy.
To na dziś już starczy. Pozdrawiam serdecznie.
Ania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz