poniedziałek, 4 lutego 2013

17. września 2009

Kochani!
U nas przygotowania do bliskiej już wizyty naszych sióstr z rady generalnej, praca w Claret Academy i świętowanie. Nasze postulantki pomagają w szkole "Claret Academy", Agatha w sklepiku z podręcznikami, a Geraldine przy rejestracji uczniów, a potem przy księgowości. Ja w miarę możliwości wspieram Agathę. Początek roku szkolnego. Inwazja ludzi. Przypomniał mi się sezon grypowy w przychodni i nawał pacjentów zwany przez dr Suszyckiego "chińską rzeką Huang Ho". Po powrocie do domu Agatha ledwo żyje i jest wg określenia Angeliki "like vegetable" (jak warzywo). Organizacja pracy leży.
No i imprezy. Obchodzimy 50-lecie ślubów zakonnych pierwszego klaretyna Nigeryjczyka O. Ihedro. W zamierzchłych latach 50-tych był on nauczycielem, gdy pewnego dnia zobaczył w gazecie zdjęcie klaretyńskigo seminarium. Klerycy siedzieli a jedno krzesło było puste. Pod zdjęciem podpis "To miejsce jest dla ciebie". Facet momentalnie zrozumiał, że to o niego chodzi i napisał na adres z gazety, do USA. Tamci stwierdzili, że nie znają człowieka i nie mogą go przyjąć, ale żeby spróbował w Gwinei Równikowej. Wreszcie, po konsultacji z przełożonym generalnym, został wysłany na formację do Hiszpanii, gdzie w Vic w 1959 r. złożył pierwsze śluby, których jubileusz teraz obchodzimy. Potem jeszcze lata klerykatu w Anglii i posłanie z powrotem do Gwinei. Ale święcenia przyjął w domu, w Nigerii, żeby rodzina mogła uczestniczyć. I tu utknął. Skradziono mu torbę z wszystkimi dokumentami a nie było łatwo wyrobić nowe.

Tak więc nieoczekiwanie spędził w Nigerii kilka miesięcy na nowo poznając rzeczywistość. A była to rzeczywistość kompletnie inna od tej, którą pozostawił wyjeżdżając jeszcze za brytyjskiego panowania. W międzyczasie rozpętała się wojna o Biafrę, w której zginęły milion ludzi. Kraj został spustoszony, biali wyjechali, brakowało księży. Gdy O. Ihedro wyjechał w końcu do Gwinei, napisał do przełożonego generalnego, że ich charyzmatem jest spieszyć tam, gdzie to najbardziej pilne, potrzebne i skuteczne, a właśnie takim miejscem jest teraz Nigeria. Po pewnym czasie Generał przysłał mu do pomocy O. Ambrożego z USA i tak to się zaczęło... Inne męskie zgromadzenie udostępniło im część swojego domu, przyjęli kandydatów. Po 2 latach musieli się wyprowadzić i wynająć inny dom. Chłopaki zaczęli nowicjat, więc przełożeni przysłali z USA więcej braci do pomocy w formacji. Zaczęli budować własny dom w Nekede... Historia dawna, ale jakoś dziwnie coś mi przypomina.... Opowiedziana przez sędziwego, schorowanego a pełnego pokoju i blasku w oczach O. Ihedro. I radości ze spełnionego życia.

Ale wracając jeszcze do budowy domu w Nekede. Otóż Ibo bali się niektórych miejsc i szerokim łukiem omijali je jako przeklęte siedlisko złych duchów. Kiedy Klaretyni szukali miejsca na osiedlenie i poprosili eze o teren, miejscowa rada zafrasowała się i orzekła.: "To misjonarze. Mówią, że Bóg jest z nimi . Dajmy im diabelski las i zobaczymy, kto kogo pokona". Filozofat klaretynów w Nekede, zwany "Maryland" działa i ma się dobrze do dziś, a ludzie ostrożnie, po trochu zaczęli budować po sąsiedzku swoje domy. Historia opowiedziana przez eze osobiście na przyjęciu jubileuszowym O. Ihedro.




Imprezy nie będę opisywać, powiem tylko, że przyszła mi myśl, że się już trochę zadomowiłam i coś z tej kultury przeniknęło do mojego wnętrza. Można powiedzieć, że w 1% jestem Ibo. Zwłaszcza, że żyję wśród nich bez żadnego kontaktu z Europejczykami ani nawet z Afrykańczykami z innych krajów.

Pozdrawiam ciepło, Ania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz