Kochani!
U
nas przygotowania do bliskiej już wizyty naszych sióstr z rady
generalnej, praca w Claret Academy i świętowanie. Nasze postulantki
pomagają w szkole "Claret Academy", Agatha w sklepiku z podręcznikami, a
Geraldine przy rejestracji uczniów, a potem przy księgowości. Ja w
miarę możliwości wspieram Agathę. Początek roku szkolnego. Inwazja
ludzi. Przypomniał mi się sezon grypowy
w przychodni i nawał pacjentów zwany przez dr Suszyckiego "chińską
rzeką Huang Ho". Po powrocie do domu Agatha ledwo żyje i jest wg
określenia Angeliki "like vegetable" (jak warzywo). Organizacja pracy
leży.
No
i imprezy. Obchodzimy 50-lecie ślubów zakonnych pierwszego klaretyna
Nigeryjczyka O. Ihedro. W zamierzchłych latach 50-tych był on
nauczycielem, gdy pewnego dnia zobaczył w gazecie zdjęcie klaretyńskigo
seminarium. Klerycy siedzieli a jedno krzesło było puste. Pod zdjęciem
podpis "To miejsce jest dla ciebie". Facet momentalnie zrozumiał, że to o
niego chodzi i napisał na adres z gazety, do USA. Tamci stwierdzili, że
nie znają człowieka i nie mogą go przyjąć, ale żeby spróbował w Gwinei
Równikowej. Wreszcie, po konsultacji z przełożonym generalnym, został
wysłany na formację do Hiszpanii, gdzie w Vic w 1959 r. złożył pierwsze
śluby, których jubileusz teraz obchodzimy. Potem jeszcze lata klerykatu w
Anglii i posłanie z powrotem do Gwinei. Ale święcenia przyjął w domu, w
Nigerii, żeby rodzina mogła uczestniczyć. I tu utknął. Skradziono mu
torbę z wszystkimi dokumentami a nie było łatwo wyrobić nowe.
Tak
więc nieoczekiwanie spędził w Nigerii kilka miesięcy na nowo poznając
rzeczywistość. A była to rzeczywistość kompletnie inna od tej, którą
pozostawił wyjeżdżając jeszcze za brytyjskiego panowania. W międzyczasie
rozpętała się wojna o Biafrę, w której zginęły milion ludzi. Kraj
został spustoszony, biali wyjechali, brakowało księży. Gdy O. Ihedro
wyjechał w końcu do Gwinei, napisał do przełożonego generalnego, że ich
charyzmatem jest spieszyć tam, gdzie to najbardziej pilne, potrzebne i
skuteczne, a właśnie takim miejscem jest teraz Nigeria. Po pewnym czasie
Generał przysłał mu do pomocy O. Ambrożego z USA i tak to się
zaczęło... Inne męskie zgromadzenie udostępniło im część swojego domu,
przyjęli kandydatów. Po 2 latach musieli się wyprowadzić i wynająć inny
dom. Chłopaki zaczęli nowicjat, więc przełożeni przysłali z USA więcej
braci do pomocy w formacji. Zaczęli budować własny dom w Nekede...
Historia dawna, ale jakoś dziwnie coś mi przypomina.... Opowiedziana
przez sędziwego, schorowanego a pełnego pokoju i blasku w oczach O.
Ihedro. I radości ze spełnionego życia.
Ale
wracając jeszcze do budowy domu w Nekede. Otóż Ibo bali się niektórych
miejsc i szerokim łukiem omijali je jako przeklęte siedlisko złych
duchów. Kiedy Klaretyni szukali miejsca na osiedlenie i poprosili eze o
teren, miejscowa rada zafrasowała się i orzekła.: "To misjonarze. Mówią,
że Bóg jest z nimi . Dajmy im diabelski las i zobaczymy, kto kogo
pokona". Filozofat klaretynów w Nekede, zwany "Maryland" działa i ma się
dobrze do dziś, a ludzie ostrożnie, po trochu zaczęli budować po
sąsiedzku swoje domy. Historia opowiedziana przez eze osobiście na
przyjęciu jubileuszowym O. Ihedro.
Imprezy nie
będę opisywać, powiem tylko, że przyszła mi myśl, że się już trochę
zadomowiłam i coś z tej kultury przeniknęło do mojego wnętrza. Można
powiedzieć, że w 1% jestem Ibo. Zwłaszcza, że żyję wśród nich bez
żadnego kontaktu z Europejczykami ani nawet z Afrykańczykami z innych
krajów.
Pozdrawiam ciepło, Ania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz