Kochani !
Mam
nadzieję, że nadal świętujecie Wielkanoc, wszak to ciągle oktawa, a
przed nami jeszcze 40 dni...Choć nastrój się niespodziewanie bardzo
zmienił. Doszły mnie tu wiadomości o katastrofie prezydenckiego
samolotu, choć nie z Polski, ale od ludzi z Nigerii. Może już bardzo
niedługo, w tym tygodniu, zainstalujemy telewizor, który Angelika
dostała na śluby wieczyste, to człowiek będzie miał trochę większy
kontakt ze światem. Po Internecie nie chce mi się surfować, bo jest
bardzo wolny a dostęp do prądu też jest ograniczony.
Wielkanoc
przeżyłam tym razem trochę bardziej modlitewnie i bardziej wewnętrznie
niż rok temu, kiedy wszystko było szokująco nowe i chcąc nie chcąc
rzeczy zewnętrzne przyciągały uwagę, rozpraszając tak naprawdę. To, co
znamy dobrze od dziecka, symbole, wystroje kościołów, liturgia, pieśni,
zwyczaje, pomaga nam wejść w głąb tajemnicy. Radykalna zmiana powoduje
zagubienie i stajemy się niczym obserwator w teatrze, szukając znaczenia
tego, czego doświadczamy. Dopiero w kolejnych latach można aktywnie i
świadomie dokonać selekcji – to mi pomaga, a to nie.
Chór
bardzo dobrze się przygotował. Włożyli dużo pracy i efekt zaskoczył ich
samych, m.in. nasze dziewczyny. Dzieci pierwszokomunijne (przyjęły Pana
Jezusa w poranek wielkanocny) też
zostały pochwalone, że odbyły lepszą spowiedź niż większość dorosłych.
Przygotowała je Geraldine, nasza postulantka. I pytanie zagadka – w
jakim języku odprawia się liturgia ognia w Wielką Sobotę – po angielsku,
czy w igbo? Ha, nic z tego, liturgia jest PO ŁACINIE. Wszyscy świetnie
znają odpowiedzi, tak samo gloria, sanctus, Baranku Boży i pewne części
stałe. Wymawiają czasem śmiesznie. Denerwuje mnie ta łacina, ale cóż,
to, czego się nauczyli od misjonarzy, to skrzętnie kultywują. Kościół
jest młody, a już w pewnych formach skostniały. Broń Boże żadnych
nowinek z zsekularyzowanej Europy. Biskup wygłosił w Wielki Czwartek
płomienne słowa przeciw komunii na rękę. No to koniec mojego szczęścia w
cichej klaretyńskiej kaplicy. Jak nie można, to nie można w całej
diecezji. Biskupa trzeba też pytać o pozwolenie na mszę ze ślubami
wieczystymi i to on powinien przewodniczyć, więc był zgrzyt, bo śluby
Angeliki odbyły się w dniu „cathedraticum” (dziękczynienia składanego
biskupowi przez parafie diecezji i przynoszenia darów, które potem
rozdzielane są między ubogich) i biskup nie mógł odprawiać. Angelika
przepraszała go na kolanach. Afrykański biskup jest właściwie lokalnym
królem.
Nadal
są upały i to podobno większe, niż można by się normalnie spodziewać.
Trudne do zniesienia. Zaczynają sie deszcze, ale stopniowo, na chwilę
się po takim deszczu ochładza, a potem znowu gorąco i wilgotno. No i od
razu wylęgły się tysiące jakichś muszek. Muszę dobrze sprawdzić
szczelność moskitier w oknach, bo mi wczoraj naleciało całe stado do
pokoju.
Mamy
wakacje. Postulantki i aspirantki wyjechały do domu, Angelika też
próbuje mieć coś w rodzaju odpoczynku z rodziną, ale bardziej biega tam i
z powrotem bez ładu i składu. Była odwiedzić rodzinę dziewczyny, która
chce do nas wstąpić, Mary. Okazało się, że wioska jest na końcu świata,
czyli na granicy z Kamerunem, bardzo biedna, praktycznie nędza. W
dodatku dziewczynie przydałoby się ciut więcej wykształcenia, żeby nie
odstawała od reszty, więc na razie chyba lepiej będzie poczekać.
Pozdrawiam serdecznie,
Ania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz