poniedziałek, 4 lutego 2013

Owerri, 21. grudnia 2009

Kochani!
Dziękuję za życzenia i wszelkie wyrazy pamięci. Na to Boże Narodzenie przesyłam Wam wiele ciepła (a nawet upałów) w środku polskiego mroźnego grudnia, afrykańską spontaniczną radość, że oto narodził się Zbawiciel i w dodatku, kiedy był malutki przybył nie do Europy, czy Ameryki, ale do Afryki właśnie (Egiptu), więc, jak głosi jedna z kolęd przy dźwięku tamtamów - przyjmijmy Go radośnie, po afrykańsku. Życzę wam tej dziecięcej, pogodnej radości związanej z pokojem w sercu. Bóg z nami, więc cóż może uczynić nam człowiek? Albo co mogłoby nam odebrać sens życia?

No, to teraz kontynuuję opowieści przerwane w zeszłym tygodniu. Po spotkaniu międzyzakonnym zostałyśmy z Angeliką jeszcze tydzień na osobistych rekolekcjach. To miejsce jest dość dużym seminarium, w którym studiują klerycy z różnych zgromadzeń. Pięknie śpiewają i grają podczas liturgii. Odkryłam nowy instrument - coś w rodzaju organów, ale klawisze to deseczki, w które uderza się pałeczkami. Bardzo przyjemny, medytacyjny dźwięk: plum, plum. Jest gostek, naprawdę wprawiony w graniu. Podczas bardziej uroczystych nieszporów pali się kadzidło. Chętni (czyli wszyscy) podchodzą w procesji i wrzucają kadzidło do ognia - jest to dziękczynienie i uwielbienie na Magnificat. Ściśle mówiąc, nie tyle podchodzą, ile podtańcowują. Raz dałam się ponieść rytmom i jak zwykle podbiłam serca kleryków. Innym razem muzyka nie była porywająca, więc każdy podchodził spokojnie, ale jest jeden szczególnie napalony kleryk, który mimo to, bez społecznej zachęty "wyginał ciało śmiało" i to bardzo ekspresywnie. Stety albo niestety, przyszło mi iść za nim w procesji. Z całej siły zagryzałam wargi, żeby się nie śmiać, ale efekt był marny. Więc na ten widok - jego i mnie - całe prezbiterium leżało.

Pisałam o kłopotach z prądem. Jednocześnie każdy ma telefon komórkowy, którym sobie w razie potrzeby przyświeca. Świat paradoksów.

Same rekolekcje owocne. W ciszy, tylko spotkania z prowadzącym O. Charlsem, który jest też tutaj moim spowiednikiem i kierownikiem duchowym. To prawdziwy skarb, bo łatwo się pogubić w nowym świecie. Mieliśmy spotkania we trójkę, też z Angeliką, rozmawiając o duchowych przygotowaniach do nowej misji. A organizacyjnie: mamy od biskupa samochód do użytkowania do czasu zakupu naszego własnego. Na razie potrzebne będą naprawy, ale on to też sfinansuje. Będziemy dojeżdżać z Owerri do Mbutu. Zacznie się też modernizacja ośrodka. Potrzeby są, bo w zeszłym tygodniu Angelika pojechała przyjmować pacjentów (beze mnie, bo byłam wykończona po powrocie z Abuji - o tym w następnym odcinku) i był tłum ludzi. W dodatku odebrała poród "baby boy"  i wróciła bardzo szczęśliwa z tego powodu. Oj, będzie się działo.

Pozdrawiam, Ania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz