Kochani!
Dziękuję
za życzenia i wszelkie wyrazy pamięci. Na to Boże Narodzenie przesyłam
Wam wiele ciepła (a nawet upałów) w środku polskiego mroźnego grudnia,
afrykańską spontaniczną radość, że oto narodził się Zbawiciel i w
dodatku, kiedy był malutki przybył nie do Europy, czy Ameryki, ale do
Afryki właśnie (Egiptu), więc, jak głosi jedna z kolęd przy dźwięku
tamtamów - przyjmijmy Go radośnie, po afrykańsku. Życzę
wam tej dziecięcej, pogodnej radości związanej z pokojem w sercu. Bóg z
nami, więc cóż może uczynić nam człowiek? Albo co mogłoby nam odebrać
sens życia?
No,
to teraz kontynuuję opowieści przerwane w zeszłym tygodniu. Po
spotkaniu międzyzakonnym zostałyśmy z Angeliką jeszcze tydzień na
osobistych rekolekcjach. To miejsce jest dość dużym seminarium, w którym
studiują klerycy z różnych zgromadzeń. Pięknie śpiewają i grają podczas
liturgii. Odkryłam nowy instrument - coś w rodzaju organów, ale
klawisze to deseczki, w które uderza się pałeczkami. Bardzo przyjemny,
medytacyjny dźwięk: plum, plum. Jest gostek, naprawdę wprawiony w
graniu. Podczas bardziej uroczystych nieszporów pali się kadzidło.
Chętni (czyli wszyscy) podchodzą w procesji i wrzucają kadzidło do ognia
- jest to dziękczynienie i uwielbienie na Magnificat. Ściśle mówiąc,
nie tyle podchodzą, ile podtańcowują. Raz dałam się ponieść rytmom i jak
zwykle podbiłam serca kleryków. Innym razem muzyka nie była porywająca,
więc każdy podchodził spokojnie, ale jest jeden szczególnie napalony
kleryk, który mimo to, bez społecznej zachęty "wyginał ciało śmiało" i
to bardzo ekspresywnie. Stety albo niestety, przyszło mi iść za nim w
procesji. Z całej siły zagryzałam wargi, żeby się nie śmiać, ale efekt
był marny. Więc na ten widok - jego i mnie - całe prezbiterium leżało.
Pisałam
o kłopotach z prądem. Jednocześnie każdy ma telefon komórkowy, którym
sobie w razie potrzeby przyświeca. Świat paradoksów.
Same
rekolekcje owocne. W ciszy, tylko spotkania z prowadzącym O. Charlsem,
który jest też tutaj moim spowiednikiem i kierownikiem duchowym. To
prawdziwy skarb, bo łatwo się pogubić w nowym świecie. Mieliśmy
spotkania we trójkę, też z Angeliką, rozmawiając o duchowych
przygotowaniach do nowej misji. A organizacyjnie: mamy od biskupa
samochód do użytkowania do czasu zakupu naszego własnego. Na razie
potrzebne będą naprawy, ale on to też sfinansuje. Będziemy dojeżdżać z
Owerri do Mbutu. Zacznie się też modernizacja ośrodka. Potrzeby są, bo w
zeszłym tygodniu Angelika pojechała przyjmować pacjentów (beze
mnie, bo byłam wykończona po powrocie z Abuji - o tym w następnym
odcinku) i był tłum ludzi. W dodatku odebrała poród "baby boy" i wróciła bardzo szczęśliwa z tego powodu. Oj, będzie się działo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz