poniedziałek, 4 lutego 2013

15. października 2009

Kochani!
Witam ponownie, tym razem w spokojniejszym czasie wolnym od przeżyć, które nadawałyby się do "gazetki misyjnej". Ale mimo to zawsze mam potrzebę napisania do Was a i wiem, że niektórzy czekają na te listy. Zdaję sobie sprawę, że moje opowieści są bardzo subiektywne i dalekie od rzeczywistości, ale jakież mogą być ? Nie silę się na obiektywne badania naukowe. Staram się z wami podzielić moimi zaskoczeniami i fascynacjami i dostarczyć wam też odrobiny rozrywki i odskoczni.

Ja tutaj cieszę się życiem. Nie mogę pochwalić się spektakularnymi osiągnięciami, ale odkrywam prostotę międzyludzkich relacji i codzienne radości i smutki. Następują też pewne zmiany w moim postrzeganiu rzeczywistości i sposobie reagowania. Tutaj nie mam czasu pod kontrolą, kalendarza z terminami, ścisłego planu dnia, rutyny zawsze podobnych dni i miesięcy roku. To nie ja kreuję rzeczywistość, bardziej się jej poddaję. Mniej idę przez dni a bardziej one mnie niosą. Ciągle doświadczam niespodzianek. Przestałam się spieszyć (w polskim rozumieniu szybkości załatwiania spraw, bo ja z natury się nie spieszę, ale staram się przynajmniej być efektywna) i nie obchodzi mnie aż tak bardzo, czy coś przeprowadzimy dziś, za tydzień, za miesiąc, czy za pół roku. Co to ma za znaczenie? Będzie, kiedy przyjdzie na to czas. Dzień dzisiejszy jest pełen modlitwy, spotkań z ludźmi, wydarzeń, odkryć. A kiedy patrzysz z perspektywy, okazuje się, że jednak wiele rzeczy idzie do przodu. Ale one właśnie bardziej się stają, niż my je tworzymy.

Tutaj nie ma takiej atmosfery życia zakonnego, jak w niektórych miejscach w Europie (kryzysy, odejścia osób, sprzedaż wielkich konwentów, staruszki...). Większość lokalnych zgromadzeń powstała po 70 roku, one się wciąż rozwijają, wzrastają w domy i powołania. Co do kandydatek, to ich nie brakuje, bo tutaj być siostrą zakonną to jest coś, a i religijność jest wszechobecna, w różnej formie. Problemem stanowi dobra selekcja i formacja. Teraz w październiku mamy wybrać 2, do wstąpienia w styczniu. Do tego czasu, miejmy nadzieję, znajdziemy jakieś lokum w Mbutu. Nie ma też wielu staruszek, bo jeszcze się nie zdążyły zestarzeć, a ludzie często umierają po 50-tce lub 60-tce, nagle. Odejścia? Są, ale raczej pojedyncze. To hańba dla rodziny (a presja społeczna jest duża), a kobieta samotna, bez męża i nie w zakonie oznacza niepowodzenie życiowe i nie wiadomo co. Faceci zakonnicy odchodzą czasem do diecezji, albo się żenią, albo idą w jakiś biznes, ale oni są bardziej niezależni społecznie.

Pozdrawiam, Ania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz