poniedziałek, 4 lutego 2013

28. października 2009

Kochani!
Claret i Aimee w Nekede
Ten tydzień jest pod znakiem spotkania dla aspirantek. Jesteśmy w Nekede. Miła przyroda, cykady za oknem, właśnie wypędziłam strasznego pająka (wielkiego !!!), który ponoć jest zupełnie nieszkodliwy i moja siostra Kongijka nie miałaby żadnego problemu, żeby spać w jednym pokoju z tymże. Ja na samą myśl, że mógłby się po mnie przejść, nie zmrużyłabym oka.

Nareszcie mamy Najświętszy Sakrament w naszej kaplicy. Po troszku, po troszku, się osiedlamy. Jest też nowe wyposażenie kaplicy: ołtarz, mały stolik i szafka na kapliczne rzeczy. Wykonane są zupełnie dobrze, ale oczywiście jak zwykle tutaj mają wiele uszkodzeń powstałych podczas transportu. Szlag mnie trafia, ale niewiele mogę zrobić. Tłumaczą się fatalnymi drogami, że wszystko się trzęsie i podskakuje. No więc marudziłam i kazałam szlifować i zamalowywać. Potem się dowiedziałam, że faceci od transportu komentowali, że to im przypomina jakiegoś białego misjonarza z początku ich parafii. I że wtedy Kościół, to był Kościół, tzn. ten ksiądz wymagał dokładnej roboty. Niespodziewanie dla mnie moja wściekłość zrobiła na nich dobre wrażenie. 

Stragan z instrumentami muzycznymi




Acha, w kaplicy znajdują się też nowo zakupione instrumenty muzyczne - coś w rodzaju stągwi, w którą wali się gąbką na patyku (Głuchy dźwięk wybijanego rytmu) i miejscowa grzechotka. 
Zapewne w tych dniach będą w użytku. Nowe party się zbliża...





Angelika i Aimee pojechały na celebrację pokutną do Nekede - rodzinnej wsi Angeliki. Chodzi o to, że jakiś czas temu dokonano tam samosądu. Złapali chłopaka, posądzili go o kradzież i zabili. Gość krzyczał w niebogłosy, że jest niewinny. Zaraz po jego śmierci zerwała się straszna wichura i burza, więc ludzie doszli do wniosku, że faktycznie chyba złapali nie tego, co trzeba i teraz urządzili modlitwy przebłagalne. Sama procesja od wioski do wioski (cały kompleks zawiera 5 wiosek) trwała 5 godzin. Wiele osób podjęło też post od jedzenia, a nawet od wody, na ten dzień.

Ja natomiast byłam na mszy niedzielnej w bazie wojskowej, w której Klaretyni są kapelanami. W kościele posadzka zrobiona jest z płytek, a nie jak wszędzie z żywego cementu. To było pierwsze pozytywne zaskoczenie. Drugie = porządny chór. Celebrans wyciągnął nas na początek jednej z wielu procesji ofiarnych (wszystkie trwały 45 minut - nawet mi się coś śniło w tym czasie) i kazał tańczyć. "To niech Ojciec pokazuje, będę naśladować". To już trzeci raz tańczyłam publicznie w kościele. Zawsze jest to samo - ludzie szaleją na widok białej w ich tańcu. A podobno robię postępy i "the church was scattered with my dance", czyli powaliło ich. Miłe to. Sama baza jak na nasze wyobrażenia przedstawia stan raczej opłakany, ale tutaj jest zgodna ze standardami.

Lubię tę Afrykę, choć czasem jest uciążliwa... Pozdrawiam, Ania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz