poniedziałek, 4 lutego 2013

Owerri, 22. sierpnia 2011

Kochani,


Za oknem pada, jak na końcówkę sierpnia przystało i w takie dni, jak dziś w naszej dzielnicy lokalne drogi zamieniają się w małe jeziora. Wczoraj wieczorem płynęliśmy nimi samochodem....
Miasto opustoszało. Po pierwsze oczywiście są wakacje, które potrwają do połowy września, a po drugie piękniejsza połowa ludzkości spieszy na „august meetings”.



Każda kobieta powinna obowiązkowo stawić się w swojej rodzinnej wsi. Najpierw te, które mieszkają tam na stałe, przygotowują się organizacyjnie na przyjęcie przyjezdnych, potem wszystkie rozpoczynają obrady – raz w roku spotykają się na planowaniu, co chcą zrobić dla lokalnej społeczności. Zjeżdżają się z całego kraju i z zagranicy. Wieloletnia nieobecność i niewysłanie reprezentanta rodziny (z odpowiednim wkładem finansowym) oznacza wyklucznie ze wspólnoty. Znaczy, że ktoś się nie identyfikuje. Sponsorują kościół, parafię, szkoły, ośrodki zdrowia, projekty pomocy młodzieży, itp.

Skoro wszyscy, to my też wypuściłyśmy sie na małe 2-dniowe wakacje w celu, oczywiście świętowania. Imprezy są tu ciągle, głównie z tego powodu, że w każdej uczestniczą tłumy ludzi i z różnych względów powinno się być. Tym razem święcenia kapłańskie w sąsiedniej diecezji i świętowanie pierwszej profesji jedenej z sióstr, która całą swoją formację odbyła za granicą. No i akcja powołaniowa w jednej z parafii. Akcja ta zaprowadziła nas nawet do odciętej od świata stacji, położonej w głębi buszu. Szczęście, że nie odważyłyśmy się jechać tam samochodem. Droga wiodła dość stromo w dół, pokryta czerwonawą gliną osuwającą się wraz ze spływającą strugami wodą podczas ulewnych deszczy. A skoro nie samochodem, to... na motocyklu. Słyszałam, że ludzie płacą grube pieniądze za atrakcje zwiazane z uprawianiem sportów ekstremalnych. A tu proszę, jedno z mocnieszych wrażeń w moim życiu, kompletnie za darmochę. Zjeżdżanie motocyklem po tej glinie, a nawet i grzanie z zawrotną prędkością (zwiało mi welon) po równym (ale jednocześnie bardzo nierównym) przebija wszelkie wesołe miasteczka, w których jednak zachowane są przepisy bhp. Tutaj – tylko modlitwa całkowitej ufności, że jeśli nadeszła już moja godzina, to oto jestem Panie. Żarliwa modlitwa towarzyszyła nam zresztą w następnych etapach podróży – żeby się nie zakopać lub utonąć samochodem podczas dojazdu do wioski siostry oraz nie spłynąć z porywistym strumieniem podczas burzy w Owerri.

Dziś dzień wypoczynkowy po tych atrakcjach. Dla uspokojenia dodam, że to nie ja byłam kierowcą, bo potrzeba by było kilku dni na regenerację po ciężkim stresie.

Pozdrawiam,
Ania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz