poniedziałek, 4 lutego 2013

Owerri, 6. listopada 2010



Kochani,
Pozdrowienia z naszej wysuniętej placówki. Lato jak zawsze dopisuje, zdrowie dzięki Bogu też.

Pisanie tych ogólnych maili stało się teraz trudniejsze, bo mniej kolorowych wydarzeń i zaskoczeń. Moja wrażliwość się stępiła i to, co mogłoby być dla was interesujące i dziwne, dla mnie stało się najnormalniejsze w świecie :). Tygodnie płyną szybko i trudno uwierzyć, że to już listopad, kiedy wokoło zieleń i słońce.

Żyjemy przygotowaniami do wyjazdu naszej postulantki Agaty do Kongo. Ma tam przejść adaptację i naukę francuskiego, a potem, jeśli Pan Bóg pozwoli, zacząć nowicjat. Jedzie za 10 dni i oczywiście przeżywa. A kto by nie przeżywał? Przed nią zupełnie nieznany, obcojęzyczny świat. Było trochę problemów z wizą, ale już załatwione. Teraz Agata odbywa swoje rekolekcje, pierwsze w życiu tego typu zresztą. Dla całej wspólnoty są to nowe doświadczenia. Aspirantki oczywiście wyobrażają sobie, jak to będzie, gdy one będą wyjeżdżać.

Aspirantki mamy dwie, bardzo fajne dziewczyny. Jedna jest tutejsza, Ibo, po bibliotekarstwie, druga z Benui State, z plemiania Tivi. Są rozsądne i otwarte. Mam z nimi lekcje z charyzmatu i modlitwy. Ostatnio wzięłyśmy na tapetę list Jana Pawła II o różańcu, bo temat naprawdę wymaga pogłębienia. Jest to tutaj podstawowa i ulubiona modlitwa. Dzieci zaczynają od niej swój pierwszy kontakt z chrześcijaństwem. Ludzie odmawiają 3 różańce dziennie, a czwarty jako dodatkowy podarunek dla Matki Bożej. Jeśli nie odmówią, czują się bardzo źle, z poczuciem winy i troszkę zaniepokojeni, czy w związku z tym Pan Bóg będzie im nadal błogosławił. Oprócz odmawiania, liczy się posiadanie różańca jako przedmiotu noszonego na szyi i zawieszonego na lusterku w samochodzie. Ludzie różnych wyznań wieszają, bo to przynosi błogosławieństwo. To samo dotyczy noszenia szkaplerza. Nic złego nie może mi się przydarzyć, kiedy mam na szyi różaniec.

Moja ostatnia fascynacja to nauka ibo. Nie jest ona bardzo intensywna, ale dość regularna i z tygodnia na tydzień zasób słów i wyrażeń rośnie. Przynosi mi to dużo radości, kiedy zaczynam coś rozumieć z rozmów ludzi albo z ibo audycji w tv. Na razie mizernie, ale zawsze coś. Przy tej nauce i moich próbach w życiu jest kupa śmiechu i zawsze to podbija serca.

Na polu medycznym nadal ginekologia z położnictwem. I po trochu coś to daje, bo ostatnio w Mbutu pomagałam doktorowi z Emekuku (jednoczesna praca przy dwóch stanowiskach) i szło całkiem nieźle. Jeszcze pół roku temu nie byłabym w stanie zrozumieć, o co chodzi i jak zareagować w tym odmiennym świecie. Kto myśli, że medycyna wszędzie jest taka sama, jest w dużym błędzie.W Polsce nie ma chorób tropikalnych i dostępne są inne leki, inne są też oczekiwania pacjentów. W Mbutu cieszy też widok bieżącej wody z projektu, który zrealizowałyśmy.

A z kolorowych, mimo wszystko, wydarzeń, przypadkowo wystąpiłam w teledysku i właśnie wczoraj go sobie przegrałam na komputer. Akurat nagrywali w naszym ogrodzie i wciągnęli mnie do tańców. Zamotali mi spódnicę, założyli tutejsze korale i dali w ręce kitki do wywijania. To trochę tak, jakby Murzyn tańczył na ludowo w stroju łowickim i bez żadnego przygotowania – czyli koń by się uśmiał. Tak to właśnie wygląda. Ale sympatycznie.

Pozdrawiam ciepło, Ania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz