Kochani,
Pozdrowienia z naszej wysuniętej placówki. Lato jak zawsze dopisuje, zdrowie dzięki Bogu też.
Pisanie
tych ogólnych maili stało się teraz trudniejsze, bo mniej kolorowych
wydarzeń i zaskoczeń. Moja wrażliwość się stępiła i to, co mogłoby być
dla was interesujące i dziwne, dla mnie stało się najnormalniejsze w
świecie :). Tygodnie płyną szybko i trudno uwierzyć, że to już listopad,
kiedy wokoło zieleń i słońce.
Żyjemy
przygotowaniami do wyjazdu naszej postulantki Agaty do Kongo. Ma tam
przejść adaptację i naukę francuskiego, a potem, jeśli Pan Bóg pozwoli,
zacząć nowicjat. Jedzie za 10 dni i oczywiście przeżywa. A kto by nie
przeżywał? Przed nią zupełnie nieznany, obcojęzyczny świat. Było trochę
problemów z wizą, ale już załatwione. Teraz Agata odbywa swoje
rekolekcje, pierwsze w życiu tego typu zresztą. Dla całej wspólnoty są
to nowe doświadczenia. Aspirantki oczywiście wyobrażają sobie, jak to
będzie, gdy one będą wyjeżdżać.
Aspirantki
mamy dwie, bardzo fajne dziewczyny. Jedna jest tutejsza, Ibo, po
bibliotekarstwie, druga z Benui State, z plemiania Tivi. Są rozsądne i
otwarte. Mam z nimi lekcje z charyzmatu i modlitwy. Ostatnio wzięłyśmy
na tapetę list Jana Pawła II o różańcu, bo temat naprawdę wymaga
pogłębienia. Jest to tutaj podstawowa i ulubiona modlitwa. Dzieci
zaczynają od niej swój pierwszy kontakt z chrześcijaństwem. Ludzie
odmawiają 3 różańce dziennie, a czwarty jako dodatkowy podarunek dla
Matki Bożej. Jeśli nie odmówią, czują się bardzo źle, z poczuciem winy i
troszkę zaniepokojeni, czy w związku z tym Pan Bóg będzie im nadal
błogosławił. Oprócz odmawiania, liczy się posiadanie różańca jako
przedmiotu noszonego na szyi i zawieszonego na lusterku w samochodzie.
Ludzie różnych wyznań wieszają, bo to przynosi błogosławieństwo. To samo
dotyczy noszenia szkaplerza. Nic złego nie może mi się przydarzyć,
kiedy mam na szyi różaniec.
Moja
ostatnia fascynacja to nauka ibo. Nie jest ona bardzo intensywna, ale
dość regularna i z tygodnia na tydzień zasób słów i wyrażeń rośnie.
Przynosi mi to dużo radości, kiedy zaczynam coś rozumieć z rozmów ludzi
albo z ibo audycji w tv. Na razie mizernie, ale zawsze coś. Przy tej
nauce i moich próbach w życiu jest kupa śmiechu i zawsze to podbija
serca.
Na
polu medycznym nadal ginekologia z położnictwem. I po trochu coś to
daje, bo ostatnio w Mbutu pomagałam doktorowi z Emekuku (jednoczesna
praca przy dwóch stanowiskach) i szło całkiem nieźle. Jeszcze pół roku
temu nie byłabym w stanie zrozumieć, o co chodzi i jak zareagować w tym
odmiennym świecie. Kto myśli, że medycyna wszędzie jest taka sama, jest w
dużym błędzie.W Polsce nie ma chorób
tropikalnych i dostępne są inne leki, inne są też oczekiwania pacjentów.
W Mbutu cieszy też widok bieżącej wody z projektu, który
zrealizowałyśmy.
A z kolorowych, mimo wszystko, wydarzeń, przypadkowo wystąpiłam w teledysku i właśnie wczoraj go sobie przegrałam na komputer. Akurat
nagrywali w naszym ogrodzie i wciągnęli mnie do tańców. Zamotali mi
spódnicę, założyli tutejsze korale i dali w ręce kitki do wywijania. To
trochę tak, jakby Murzyn tańczył na ludowo w stroju łowickim i bez
żadnego przygotowania – czyli koń by się uśmiał. Tak to właśnie wygląda.
Ale sympatycznie.
Pozdrawiam ciepło, Ania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz