poniedziałek, 4 lutego 2013

Owerri, 26. czerwca 2010



Kochani,

Moje „studia medyczne” postępują i w tym tygodniu wybrałam się do przychodni HIV. Zanim doktor zacznie tam pracę, tłum oczekujących pacjentów modli się i śpiewa pod kierownictwem pielęgniarza. Około godzinna prelekcja zawiera elementy medyczne i religijne. Ogólnie: dodaje ducha. Że życie się jeszcze nie skończyło, że wszystko ma sens. Zasady postępowania i korzystania z opieki przychodni. Dowiedziałam się, że w ciągu 2 lat jej funkcjonowania na świat przyszło około 90 dzieci zarażonych rodziców, z tego tylko 3 HIV (+) (tu oklaski i piosenka). Zachęta do odpowiedniego przygotowania przed ciążą. Pacjenci wyglądają nieźle, bo większość jest bezobjawowa albo skąpo objawowa. Organizacja bardzo dobra, leczenie darmowe z narodowego programu. Komunikat dla pierwszorazowej pacjentki „dopóki się będziesz zgłaszać na wyznaczone wizyty i brać zalecone leki, nie będzie kłopotu, problem przyjdzie z chwilą, gdy przestaniesz nas słuchać”. Zaraziła się podczas „gwałtu”. Mąż jeszcze nie wie.

W Mbutu niedożywione roczne dziecko – kwasiorkor (niedobór białkowy) i marasmus (energetyczny i białkowy jednocześnie). Nie to, żeby rodzina głodowała, po prostu matka nie wie, jak dziecko odżywiać. Opóźnienie rozwoju, podatność na infekcje, zaniki mięśni, skóry, włosy odbarwione i kruszące się. Zalecenia: jedno jajko dziennie przez 2 miesiące + zmiana całego systemu żywienia.

Ciężarna pacjentka od zaledwie pół roku ma drugiego męża, który jej nienawidzi i bije tak samo, jak pierwszy. Przyczyna: klątwa rzucona przez matkę. Sprawa jest bardzo poważna i doktor z Emekuku poświęcił jej dobre pół godziny na instruktaż, jakich rodzajów modlitw należy użyć i gdzie się udać po egzorcyzm oraz - rzecz podstawowa – spróbować nakłonić matkę do odwołania klątwy i pobłogosławienia. Z tymi sprawami nie ma żartów. Klątwa sama działać nie przestanie.



A z wątków  kulturalnych, wybrałyśmy się do naszych braci do Nekede, żeby w zmienionym środowisku rozpocząć nasze zgromadzeniowe warsztaty pogłębiania charyzmatu. Niespodziewania trafiłyśmy na mszę kończącą rok akademicki i ostatni rocznik filozofatu (który trwa tu 4 lata) żegnał uczelnię. Chłopaki narzucili na sutanny kolorowe rapy i procesyjnie wkroczyli do kościoła. Pierwszy wniósł kadzidło – połówkę orzecha kokosowego z rozżarzonymi węglami w środku. Unosił ją i opuszczał, płynnymi ruchami we wszystkich kierunkach okadzał ołtarz i ambonkę w rytmie tradycyjnych instrumentów. Na podniesienie zamiast naszych gongów zabrzmiały lokalne, ciekawe dźwięki, z pewnością przedchrześcijańskie i dopełniające całej atmosfery.



Szyję sobie ludowe kolorowe ubranko, w którym zamierzam występować w Polsce podczas „animacji misyjnych”. Bardzo fajny materiał leżał w mojej walizce od roku, od kiedy ciocia Angeliki żegnała się z tym światem i rozdawała swoje ziemskie dobra przyjaciołom. Ciocia ma się dobrze i razem tańczyłyśmy w marcu na ślubach Angeliki. Cud? Ano, udało sie zdobyć kortkosteroidy wziewne i tym sposobem kontrolować jej astmę. Pewne podstawowe leki, u nas wysoko refundowane, nie są tu w użyciu z powodu ceny i doktorzy się jeszcze nie przestawili mentalnie. Czasem, jak nie wiem, co zrobić, zadaję sobie pytanie, a jak leczylibyśmy to 20 lat temu, w czasie moich studiów? I wtedy jest od razu łatwiej, bo tamte leki i badania sa dostępne.
Pozdrawiam Was wszystkich ciepło i deszczowo,
Ania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz