poniedziałek, 4 lutego 2013

6. października 2009

Kochani!
Piszę do Was wieczorową porą. Zmrok zapada a światła ni mo, ale jakoś przetrzymamy... No i pora sucha już zdecydowanie zajmuje miejsce deszczowej. Ciepło się robi. Byle bez przesady. W Polsce październik, to pewnie pierwsze chłody i kolorowe liście?

W życiu naszej wspólnoty nastąpiło epokowe wydarzenie: po 5 miesiącach wróciła nasza siostra Aimee z Congo. No i spędziłyśmy tydzień z naszymi siostrami z rady generalnej. Dużo rozmów wspólnych i indywidualnych, szukanie planów na przyszłość. Biskup chce, żebyśmy były w Mbutu i rozwinęły i prowadziły tamtejszy ośrodek zdrowia, który w jego marzeniach zostałby kiedyś rozbudowany w diecezjalny szpital. Powoli będziemy zmierzać w kierunku przeprowadzki, na razie do domu wynajętego w okolicy, a z czasem do zbudowanego dla nas. To są na razie takie plany, a zobaczymy, co z tego w rzeczywistości wyniknie. Historia zaczyna się od nowa: nowe miejsce, dom, ośrodek zdrowia... Duże wyzwanie. A pomyśleć, że ja z natury wolałabym się okopać na wygodnym miejscu i niczego nie zmieniać, jeśli idzie dobrze. Pan Bóg to i kijem zamiata.

Z cyklu: moje spotkania z Nigerią, byłam na wiejskim pogrzebie. Zmarła mama jednego z naszych współbraci. Dojeżdżamy do jego domu, a wokół i w środku tłumy ludzi. Mama nie chciała, żeby jej ciało umieszczano w chłodni, więc pogrzeb był już na drugi dzień. W jednym z pokoi otwarta trumna, a na ławach wzdłuż ścian sąsiadki odświętnie, tradycyjnie ubrane, śpiewające i modlące się różańcem. Msza odbyła się na placu przed domem a pogrzeb... tamże. Grób wykopano u samego wejścia. Przodkowie są tu niewidzialnie, ale okazuje się, że także widzialnie, obecni w codziennym życiu rodziny. Ile razy w ciągu dnia wchodzisz, czy wychodzisz z domu wiesz, że mama tu nadal jest z tobą. To bardziej ludzkie, niż nasze cmentarze za miastem. Udajemy, że śmierć nas nie dotyczy.

No i jeszcze w sprawie rodziny. Poprzednio pisałam wam o 3 żonach i ponad 20 dzieciach. To już sobie przyswoiłam. Ale rozmawiałam z kimś, kogo ojciec, owszem, miał 3 żony, ale dziadek, lokalny król, UWAGA : miał 36 żon i około 120 dzieci!!! To już przekracza moje wyobrażenia. Od razu sobie pomyślałam, że facet nie mógł z nimi zawrzeć osobistej przyjaźni i kobity były tylko do rodzenia dzieci. Szkoda mi się ich zrobiło. Z trzema to jeszcze jakoś można, ale 36?!

Pozdrawiam i jak zwykle polecam się modlitwie, oczywiście ja też nie zapominam o Was. Ania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz