Kochani!
Przesyłam
jak zwykle ciepłe pozdrowienia z Nigerii. Pora deszczowa powoli zmierza
ku końcowi, pada rzadziej i krócej. No i przyjemny chłodek. Za tydzień
początek roku szkolnego i nasze postulantki już zaczynają pomagać w
Claret Academy.
Co
jakiś czas doświadczam mojego nieprzystosowania do rzeczywistości. Np.
czekam na kogoś, kto spóźnia się 15 minut a to oznacza, że nie
dojedziemy na mszę na czas. Spontanicznie zaczynam spacerować tam i z
powrotem. Angelika dzwoni i mówi do tego kogoś "jestem z Anną. Wiesz, co
to znaczy." To znaczy, że spodziewam się punktualności lub wyjaśnienia
przyczyn spóźnienia. Ale taka postawa jest odpowiednia tylko dla Europy i
zdaniem Angeliki nie ma zastosowania w Nigerii.
W
niedzielę byłyśmy w Nekede na mszy z odnowieniami ślubów kleryków
klaretyńskich. Cztery roczniki, 44 osoby odnawiające, 11
niedopuszczonych. Na razie nie mogą opuścić terenu seminarium, ponieważ
muszą zostać dostarczeni bezpośrednio do domów, do rodziców. Taka tu
jest potęga rodziny. Jeśli np. mąż biłby żonę, to nikt nie szukałby
interwencji policji, czy organizacji obrony kobiet. Stawią się bracia
tej pani i zrobią porządek z delikwentem. A rodziny są wielodzietne...
Było
pytanie o długość mszy tutaj. Codzienna msza u klaretynów trwa 45 min,
ale jest z jutrznią, w niedzielę - do 2 godzin, czas nabijają procesje z
darami i śpiewana jutrznia. Ludzie się bardzo ładnie włączają.
Przynoszą swoje brewiarze. Do tego jest zwyczaj ofiarowania dzieci.
Chrzty odbywają się w kościołach parafialnych, a do kaplicy rodzice
przynoszą niemowlaki, żeby ksiądz odmówił nad nimi specjalną modlitwę i
udzielił błogosławieństwa. Chór śpiewa pieśń na ofiarowanie a do ołtarza
podchodzi procesja - ministranci ze świecami, rodzice z dzieckiem i
reszta rodziny. Niosą jam, zgrzewkę papieru toaletowego, żywego
kurczaka, banany, itd... Ksiądz podnosi dziecko, modli się a potem
spryskiwaczem rozpyla na wszystkich wodę święconą.
Na wsi msza niedzielna 2-3 godziny. Tu
z kolei trwają zbiórki pieniężne Tych zbiórek jest dużo, jedna za
drugą, ciągle plastikowy kubeł wraca na środek, ogłaszany jest nowy cel
zbiórki, ludzie śpiewają i klaszczą i tańcząc podchodzą do kubła, żeby
tam coś wrzucić. W Mbutu też się włączyłam w procesję wykonując mój
własny autorski taniec, co wzbudziło zadowolenie i sympatię tubylców.
Do
tego mamy dodatkową liturgię nadawaną przez megafony przez okoliczne
sekty zielonoświątkowe. Stały punkt programu stanowi piątkowa
"transfiguration night" (noc przemienienia). Od mniej więcej szóstej
wieczorem do rana trwają śpiewy, momentami psychodeliczne, coraz
szybsze, aż do rodzaju obłędu. Pastor (czasem były kleryk wyrzucony z
seminarium, który jednak przekonany jest o swoim powołaniu do
duszpasterstwa, więc zakłada własny kościół) głosi kazania krzycząc na
całe gardło. Nawet na odległość da się zrozumieć. W niedzielę odbywa się
osobna liturgia, a ponieważ czytania są te same, co w kościele
katolickim, możemy porównać dwa kazania na ten sam temat. Niektórzy
zresztą przychodzą najpierw na mszę, a następnie kontynuują w "kościele
niezależnym". Jeden z klaretynów postanowił zwalczyć konkurencję jej
własną bronią i pewnej niedzieli po wykazaniu niestosowności
uczestnictwa w spotkaniach zielonoświątkowych przystąpił do zaspokajania
potrzeb słuchaczy. Wyobraźmy sobie 45-minutowe kazanie naszpikowane
cytatami biblijnymi ("zapiszcie: ŁK 1,33-35, Łk 1,33-35!" - tu: wiele
osób wyciągnęło notatniki) przerywane co chwilę porywającymi śpiewami
("a teraz wstajemy i klaszczemy" - cały kościół rytmicznie podryguje)
oraz raczej krzyczane niż mówione ("Nie możecie dalej służyć Bogu i
mamonie!!!! Możecie?!!" - "Nieeee!!!" Cały kościół spontanicznie udziela
odpowiedzi na zadawane co jakiś czas pytania"). Ja osobiście, czasem
mam z tego ubaw, a czasem wznoszę oczy ku niebu myśląc "Panie, daj
cierpliwość - i z radością witam księży, którzy wygłaszają zwarte,
logiczne, oparte na Piśmie Świętym kazania. Tacy też są.
Pozdrawiam serdecznie, Ania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz