poniedziałek, 4 lutego 2013

8. września 2009

Kochani!
Przesyłam jak zwykle ciepłe pozdrowienia z Nigerii. Pora deszczowa powoli zmierza ku końcowi, pada rzadziej i krócej. No i przyjemny chłodek. Za tydzień początek roku szkolnego i nasze postulantki już zaczynają pomagać w Claret Academy.

Co jakiś czas doświadczam mojego nieprzystosowania do rzeczywistości. Np. czekam na kogoś, kto spóźnia się 15 minut a to oznacza, że nie dojedziemy na mszę na czas. Spontanicznie zaczynam spacerować tam i z powrotem. Angelika dzwoni i mówi do tego kogoś "jestem z Anną. Wiesz, co to znaczy." To znaczy, że spodziewam się punktualności lub wyjaśnienia przyczyn spóźnienia. Ale taka postawa jest odpowiednia tylko dla Europy i zdaniem Angeliki nie ma zastosowania w Nigerii.

W niedzielę byłyśmy w Nekede na mszy z odnowieniami ślubów kleryków klaretyńskich. Cztery roczniki, 44 osoby odnawiające, 11 niedopuszczonych. Na razie nie mogą opuścić terenu seminarium, ponieważ muszą zostać dostarczeni bezpośrednio do domów, do rodziców. Taka tu jest potęga rodziny. Jeśli np. mąż biłby żonę, to nikt nie szukałby interwencji policji, czy organizacji obrony kobiet. Stawią się bracia tej pani i zrobią porządek z delikwentem. A rodziny są wielodzietne...

Było pytanie o długość mszy tutaj. Codzienna msza u klaretynów trwa 45 min, ale jest z jutrznią, w niedzielę - do 2 godzin, czas nabijają procesje z darami i śpiewana jutrznia. Ludzie się bardzo ładnie włączają. Przynoszą swoje brewiarze. Do tego jest zwyczaj ofiarowania dzieci. Chrzty odbywają się w kościołach parafialnych, a do kaplicy rodzice przynoszą niemowlaki, żeby ksiądz odmówił nad nimi specjalną modlitwę i udzielił błogosławieństwa. Chór śpiewa pieśń na ofiarowanie a do ołtarza podchodzi procesja - ministranci ze świecami, rodzice z dzieckiem i reszta rodziny. Niosą jam, zgrzewkę papieru toaletowego, żywego kurczaka, banany, itd... Ksiądz podnosi dziecko, modli się a potem spryskiwaczem rozpyla na wszystkich wodę święconą.

Na wsi msza niedzielna 2-3 godziny. Tu z kolei trwają zbiórki pieniężne Tych zbiórek jest dużo, jedna za drugą, ciągle plastikowy kubeł wraca na środek, ogłaszany jest nowy cel zbiórki, ludzie śpiewają i klaszczą i tańcząc podchodzą do kubła, żeby tam coś wrzucić. W Mbutu też się włączyłam w procesję wykonując mój własny autorski taniec, co wzbudziło zadowolenie i sympatię tubylców.

Do tego mamy dodatkową liturgię nadawaną przez megafony przez okoliczne sekty zielonoświątkowe. Stały punkt programu stanowi piątkowa "transfiguration night" (noc przemienienia). Od mniej więcej szóstej wieczorem do rana trwają śpiewy, momentami psychodeliczne, coraz szybsze, aż do rodzaju obłędu. Pastor (czasem były kleryk wyrzucony z seminarium, który jednak przekonany jest o swoim powołaniu do duszpasterstwa, więc zakłada własny kościół) głosi kazania krzycząc na całe gardło. Nawet na odległość da się zrozumieć. W niedzielę odbywa się osobna liturgia, a ponieważ czytania są te same, co w kościele katolickim, możemy porównać dwa kazania na ten sam temat. Niektórzy zresztą przychodzą najpierw na mszę, a następnie kontynuują w "kościele niezależnym". Jeden z klaretynów postanowił zwalczyć konkurencję jej własną bronią i pewnej niedzieli po wykazaniu niestosowności uczestnictwa w spotkaniach zielonoświątkowych przystąpił do zaspokajania potrzeb słuchaczy. Wyobraźmy sobie 45-minutowe kazanie naszpikowane cytatami biblijnymi ("zapiszcie: ŁK 1,33-35, Łk 1,33-35!" - tu: wiele osób wyciągnęło notatniki) przerywane co chwilę porywającymi śpiewami ("a teraz wstajemy i klaszczemy" - cały kościół rytmicznie podryguje) oraz raczej krzyczane niż mówione ("Nie możecie dalej służyć Bogu i mamonie!!!! Możecie?!!" - "Nieeee!!!" Cały kościół spontanicznie udziela odpowiedzi na zadawane co jakiś czas pytania"). Ja osobiście, czasem mam z tego ubaw, a czasem wznoszę oczy ku niebu myśląc "Panie, daj cierpliwość - i z radością witam księży, którzy wygłaszają zwarte, logiczne, oparte na Piśmie Świętym kazania. Tacy też są.

Pozdrawiam serdecznie, Ania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz