poniedziałek, 4 lutego 2013

Owerri, 20. sierpnia 2010



Kochani,

Zaczęłam praktyki na ginekologii i położnictwie. Pierwszy dzień był krótki, ale jakże intensywny – na oddziale położniczym zobaczyłyśmy 10 pacjentek i prawie każda z problemami. Kilka po cesarskim cięciu, jedna po pęknięciu macicy (!), żywa, ale dziecko zmarło, jedna, lat 35, dostała udaru mózgu tydzień po porodzie, a jedna radośnie zgłosiła się do porodu 23 dni po terminie. Wesoły oddział. Jest to więc niezwykle interesujące, choć jednocześnie trudne z powodów językowych. Wszyscy mówią w igbo, a dokumentacja po angielsku usiana jest nieznanymi mi skrótami. Dociera więc do mnie jedynie fragment tego, co się rzeczywiście dzieje, ale po trochu, po trochu, na pewno się rozwinę.

Plusem jest życzliwa atmosfera i absolutna bezstresowość. Tu się oczywiście można wściec i nawet pobić w emocjach, ale nikt się nie czepia rzeczy, które w Polsce byłyby niezwykle ważne i traktowane ze śmiertelną powagą. Nie trzeba być punktualnym, nie trzeba mieć wszystkiego perfekcyjnie zorganizowanego, nie trzeba wszystkiego wiedzieć. Konsekwencją tego jest bylejakość oczywiście oraz generalne przekonanie, że czego człowiek nie dopatrzy, o to się Pan Bóg (niezależnie od religii) zatroszczy. Część rzeczy zależy od naszego wysiłku, ale większość nie, więc po co sobie żyły wypruwać. W cenie są wszelkiego rodzaju kaznodzieje i pastorzy, którzy wiedzą, jak wymodlić dla nas potrzebne rzeczy oraz udzielić błogosławieństwa, które ma moc. Woda święcona leje się strumieniami (po święceniach kapłańskich w Nekede została w kościele wielka kałuża), ludzie płacą za mnie w autobusie, bo to im przyniesie błogosławieństwo i robią dobre uczynki, ponieważ dobro do nich wróci, coś się uda.

Bardzo często, a teraz co tydzień, uczestniczę w jakichś bardzo długich celebracjach w języku igbo. Nudzę się jak mops. Dziś było oficjalne rozpoczęcie jubileuszu 100-lecia od osiedlenia pierwszych misjonarzy na terenie naszej diecezji (1912) Zakupiłyśmy obowiązkowo świecę, logo i flagę. Przeczytałam całą wielostronicową historię. Najpierw byli Francuzi, potem z powodów politycznych zamienieni przez Irlandczyków. Potem II wojna światowa, która wpłynęła bardzo ma misje no i największa tragedia – wojna o Biafrę 1967-1970. Ogrom zniszczeń i heroiczne świadectwo misjonarzy, którym zaraz potem zdecydowanie podziękowano i pod eskortą odprowadzono na lotnisko odsyłając do domu. Struktury kościelne padły i nasi tubylczy bracia musieli sobie szybko radzić sami. Między innymi państwo odebrało diecezji wszystkie szkoły, które dokładnie w tym roku 2010 są oddawane kościołom różnych wyznań w opłakanym stanie. Od tamtej pory do dziś – szybki rozwój diecezji i boom powołaniowy.

Pozdrawiam i dziękuję za modlitwę, zwłaszcza o Ducha. Różne są trudności, o których tu niewiele wspominam, ale łatwo się domyślić, że muszą być. Pamiętam również o Was,

Ania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz