Kochani,
Powoli
zbliżamy się do końca wakacji. Agata już wróciła z urlopu w domu, a
niedługo przyjadą też aspirantki i zacznie się znowu szkoła.
Kontynuuję
moje praktyki na położnictwie i widząc noworodka w rękach pielęgniarek
postanowiłam się przyjrzeć, jak się nim opiekują. Początkowo myślałam,
że odcinają pępowinę, ale zabieg odbywał się jakby niżej. Po chwili
oglądany obraz dotarł do mojego mózgu i ułożył się w całość, która
została zanalizowana i nazwana: obrzezanie. Tak, wiedziałam to już
teoretycznie, że wszyscy chłopcy w Nigerii są poddawani temu zabiegowi,
ale co innego wiedzieć, a co innego WIDZIEĆ. Prosta operacja, ale krwawa
i bolesna. Skórę odcina się nożyczkami, a potem wyrównuje żyletką. Już
nie pozostaje żadna przestrzeń, w której mogłaby się gromadzić
wydzielina, niemożliwa jest stulejka, czy załupek. Mówią, że to
zmniejsza ryzyko raka i oczywiście zapobiega zakażeniom. Pewnie dlatego
jest tak popularne w krajach tropiku. Zrobiło to na mnie duże wrażenie i
komentowałam, że my tego zabiegu nie wykonujemy, na co panie lekarki
zgodnie orzekły, że faceci w Polsce są po prostu brzydcy, albo nawet
obrzydliwi. Mały biedak (a robią to
biblijnie, w ósmym dniu i do tego modlą się przed i po) płacze
wniebogłosy, ale jest bezbronny. Będzie się goiło kilka dni...
Było
cięcie cesarskie i kiedy zaczęto przygotowywać pacjentkę na ogólnej
sali za parawanem, bałam się przez chwilę, że tam ją będą operować.
Głupia to była myśl, ale człowiek nie wie, czego się może spodziewać.
Odetchnęłam, gdy pacjentka została przewieziona na blok operacyjny,
zwany tutaj „theater”. Nie wiem, czemu akurat „teatr”, może od dawnych
operacji oglądanych przez publiczność w postaci studentów i lekarzy.
Sala operacyjna jest zupełnie nieźle wyposażona i czysta.
W Mbutu rusza nasz projekt budowy studni głębinowej. Wiercą i woda już tryska za zewnątrz.
Dziś
minął nas w drodze do Mbutu samochód, który w chwilę potem stracił koło
i z zawrotną prędkością wjechał do lasu. Mam duże wątpliwości, czy
pasażerowie przeżyli. Facet przyniósł do gabinetu swoje martwe 2 letnie
dziecko, jeszcze ciepłe. Mówi, że to po drgawkach. Kto wie, co się
stało? Matka dziecka przyszła z krwawieniem – poronienie dokonane, więc
tak naprawdę straciła dzisiaj dwoje dzieci i sama oświadczyła, że też
zamierza umrzeć. Ojciec odchodzi od zmysłów. Takie to dziś spotkały ich hiobowe przeżycia. Życie jest piękne, ale i czasami bardzo bolesne...
Wyjeżdżam teraz na moje indywidualne rekolekcje, dlatego kolejny list przyjdzie do Was pewnie za 2 tygodnie.
Pozdrawiam,
Ania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz