poniedziałek, 4 lutego 2013

Owerri, 18. grudnia 2010



Kochani,
Po dzisiejszym sprzątaniu mogę już z całą pewnością stwierdzić, że pora sucha przewalczyła ostatnie deszcze. Pył zalega wszędzie, tym bardziej, że w grudniu i czasem w styczniu istnieje tu coś zwane „hamartam” (prawdopodobnie pisze się to inaczej), czyli silny, zimny wiatr z północy, a konkretnie znad Sahary. Przywiewa piasek, a szyby się od tego trzęsą, ale hamartam w Owerri to pestka w porównaniu z tym w regionach bardziej północnych. Pewnie coś tak silnego, jak nasz halny. No i jest już konkretnie gorąco w dzień. Na Boże Narodzenie nie da się wytrzymać wewnątrz kaplicy, trzeba się będzie wietrzyć w wirydarzu...

Imprezę z klaretynami na Niepokalaną należy zaliczyć do udanych. Dużo nas kosztowała pracy, bo dom niezorganizowany, trzeba było kupować dodatkowe widelce, szklanki, itp. Do tego przynoszenie stołów i krzeseł z zewnątrz i wymyślanie wszystkiego od zera, bo to pierwszy raz. Było ich chyba dwunastu (jak apostołów), w tym o. Gonzalo, o. Ihedoro (najstarszy klaretyn, założyciel) i obecny prowincjał. Dołączam fotografię krojenia tortu (a właściwie ciasta), nieodłącznego elementu tutejszych imprez. Wywołuje się kilka znaczących osób i wszyscy trzymają nóż. Dobrze jest wtedy zrobić zdjęcie. Moim wkładem była m.in. dekoracja stołu, co zaowocowało zaproszeniem do dekoracji kaplicy na Boże Narodzenie (oprócz szopki, co już było w programie). Zaszczytna to propozycja, ale wymaga przemyślenia, bo wrażliwość estetyczna jest tu bardzo inna...

Były też sprawy trudne. Duży projekt renowacji ośrodka zdrowia w Mbutu okazał się możliwy do realizacji w ostatniej chwili. Zatwierdzony w czerwcu, a środki dostępne na początku grudnia z terminem zakończenia do końca roku. Nie byłoby to niemożliwe, bo większość stanowiły zakupy sprzętu, ale w międzyczasie powstało wiele znaków zapytania, czy to rzeczywiście będzie dla dobra mieszkańców i naszego procesu osiedlania się tutaj. Siostry zostawiły mi decyzję i kosztowało mnie to wiele wysiłku i modlitwy. Odpowiedź ostateczna: nie realizujemy, być może w przyszłości, ale jeszcze nie czas. Drugim wydarzeniem było odejście jednej z aspirantek w dość nerwowy sposób. Resztę niech dopowie wyobraźnia. No i mamy nowy samochód, który obchodzimy jak pies jeża. Ja jestem jedynym kierowcą, a kto mnie zna, wie, jakie mam lęki. Moje siostry mają jeszcze większe lęki, żeby mnie wpuścić za kierownicę. Więc samochód na razie stoi jako eksponat ku zachwytowi wszystkich, że jest. Ale już zrobiłam pierwszą próbę. Automatyczna skrzynia biegów, nie ma sprzęgła, bułka z masłem. Teraz tylko trzeba uważać, żeby nie wjechać w drzewo albo na kogoś.

Zbliża się sezon wesel i spotkań rodzinnych. W okolicach Bożego Narodzenia należy przyjechać do swojej wioski pochodzenia, gdzie wyznacza sie konkretne dni na zjazd całej rodziny (a jak wiemy, czasem moi bracia i siostry, dzieci tego samego ojca, pochodzą od kilku jego żon, co pomnaża znacznie liczbę uczestników). Przygotowania trwają cały grudzień, ceny wszystkiego rosną nawet dwukrotnie, uaktywniają się też złodzieje i inne ciemne typy. Mamy zaproszenie na 5 wesel (!), bo przyjaciele moich przyjaciół są moimi przyjaciółmi, czyli rodziny klaretynów, to nasze rodziny. Będziemy chyba na dwóch, a reszcie wyślemy drobne upominki i życzenia.

Na początku stycznia, jeśli wszystko się uda, jedziemy na kilka dni do środkowej Nigerii, w miejsca klaretyńskie, spotykać młodzież i przedstawiać im nasze zgromadzenie a i w celu krajoznawczym, rzecz jasna.

Pozdrawiam,
Ania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz