poniedziałek, 4 lutego 2013

Owerri, 10. marca 2010

Kochani !
Tu niektórzy podpytują mnie o podsumowanie pierwszego roku w Nigerii. Cóż, jeszcze nie czas, bo rocznicę świętować będę 2 kwietnia. Ale z grubsza można powiedzieć – niewiele osiągnięć, ogrom przeżyć. Posuwamy się, jak na europejską ocenę, żółwim krokiem ku nieco większej stabilizacji, tzn przeniesienia na wieś i stałej pracy w tamtejszej misji. Dzień za dniem uczestniczymy też w formacji aspirantek i postulantek. Papiery moje nadal leżą w jakichś zbiurokratyzowanych urzędach, ale ponieważ wpłacone zostały pieniądze, o które głównie chodziło, nikt nie ma o to do mnie pretensji.

Dziękować Panu Bogu, zdrowie dopisuje. Przed wyjazdem bardzo się bałam, że dopadnie mnie jakieś tropikalne paskudztwo. Jedzenie też już stało się częścią mnie. Czasem tylko wspominam żółty ser (o białym nie ma co mówić) i kiełbasę, powiedzmy żywiecką, podsuszaną... Ale papaja, mango i świeżutkie ananasy z grządki doskonale rekompensują te niewielkie braki.




Fascynacja krajem, ludźmi, kulturą, nowe relacje, z tym wszystkim jesteście na bieżąco dzięki moim mailom. Ciągle mnie coś zaskakuje. Przyroda jest bardzo piękna. Ach te palmy i czerwona ziemia....






Ośrodek w Mbutu - zbiornik deszczówki


Ośrodek w Mbutu, jak był, tak i jest, tylko coraz lepiej rozumiemy tamtejszą rzeczywistość, układy, niełatwe zresztą. Odległość i uciążliwe dojazdy ograniczają nasze zaangażowanie. Ale walczymy. Ostatnio jest coraz więcej pacjentów. Pielęgniarki wykonują drobne zabiegi, ale warunki higieniczne... Tylko ludzie z dużą odpornością mogą przeżyć. Na szczęście oni mają tę odporność.





Udało się jakoś bardziej zorganizować życie wspólnotowe i zajęcie formacyjne. Na początku był straszny spontan i rano człowiek nie wiedział, jak spędzi ten dzień. Plan powstawał na bieżąco. Dla mojej natury coś takiego jest zabójcze. Choć, ponieważ przeciwne naturze, rozwijające, bo łamiące bariery niemożliwości. Stopniowo mogę powiedzieć, że nic nie jest niemożliwe dla tego, kto wierzy.

To tak, najogólniej rzecz ujmując, odpowiedź na pytanie, jak minął rok. Ciekawie. Z fascynacją tym kawałkiem ziemi.

Kilka dni temu strzelił z przeciążenia transformator, który „żywi” nas prądem. Był piękny słup ognia w wieczornych ciemnościach połączony z wielkim hukiem. Z rezygnacją pogodziłam się, że prąd będzie jedynie wieczorem, z generatora, przez być może nawet tygodnie. Niby naprawili, ale efektu praktycznego nie ma.

Pozdrawiam Was wszystkich. Pamiętam,
Ania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz