Kochani !
Tu
niektórzy podpytują mnie o podsumowanie pierwszego roku w Nigerii. Cóż,
jeszcze nie czas, bo rocznicę świętować będę 2 kwietnia. Ale z grubsza
można powiedzieć – niewiele osiągnięć, ogrom przeżyć. Posuwamy się, jak
na europejską ocenę, żółwim krokiem ku nieco większej stabilizacji, tzn
przeniesienia na wieś i stałej pracy w tamtejszej misji. Dzień za dniem
uczestniczymy też w formacji aspirantek i postulantek. Papiery moje
nadal leżą w jakichś zbiurokratyzowanych urzędach, ale ponieważ wpłacone
zostały pieniądze, o które głównie chodziło, nikt nie ma o to do mnie
pretensji.
Dziękować
Panu Bogu, zdrowie dopisuje. Przed wyjazdem bardzo się bałam, że
dopadnie mnie jakieś tropikalne paskudztwo. Jedzenie też już stało się
częścią mnie. Czasem tylko wspominam żółty ser (o białym nie ma co
mówić) i kiełbasę, powiedzmy żywiecką, podsuszaną... Ale papaja, mango i
świeżutkie ananasy z grządki doskonale rekompensują te niewielkie
braki.
Fascynacja
krajem, ludźmi, kulturą, nowe relacje, z tym wszystkim jesteście na
bieżąco dzięki moim mailom. Ciągle mnie coś zaskakuje. Przyroda jest
bardzo piękna. Ach te palmy i czerwona ziemia....
Ośrodek w Mbutu - zbiornik deszczówki |
Ośrodek w Mbutu, jak był, tak i jest, tylko coraz lepiej rozumiemy tamtejszą rzeczywistość, układy, niełatwe zresztą. Odległość
i uciążliwe dojazdy ograniczają nasze zaangażowanie. Ale walczymy.
Ostatnio jest coraz więcej pacjentów. Pielęgniarki wykonują drobne
zabiegi, ale warunki higieniczne... Tylko ludzie z dużą odpornością mogą
przeżyć. Na szczęście oni mają tę odporność.
Udało
się jakoś bardziej zorganizować życie wspólnotowe i zajęcie formacyjne.
Na początku był straszny spontan i rano człowiek nie wiedział, jak
spędzi ten dzień. Plan powstawał na bieżąco. Dla mojej natury coś
takiego jest zabójcze. Choć, ponieważ przeciwne naturze, rozwijające, bo
łamiące bariery niemożliwości. Stopniowo mogę powiedzieć, że nic nie
jest niemożliwe dla tego, kto wierzy.
To tak, najogólniej rzecz ujmując, odpowiedź na pytanie, jak minął rok. Ciekawie. Z fascynacją tym kawałkiem ziemi.
Kilka
dni temu strzelił z przeciążenia transformator, który „żywi” nas
prądem. Był piękny słup ognia w wieczornych ciemnościach połączony z
wielkim hukiem. Z rezygnacją pogodziłam się, że prąd będzie jedynie
wieczorem, z generatora, przez być może nawet tygodnie. Niby naprawili,
ale efektu praktycznego nie ma.
Pozdrawiam Was wszystkich. Pamiętam,
Ania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz